Adwent nam się kończy, jeszcze parę dni i Boże Narodzenie! Jak świętują Holendrzy? A jak dla porównania Polacy, którzy na Święta na obczyźnie zostają?
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że Adwent to czas postu, wyciszenia, rekolekcji stanowych, kolejek do konfesjonałów, kościelnego z opłatkami. W Holandii tego nie uświadczysz. Święta dawno straciły religijny charakter, no może jeszcze w małych brabandzkich wsiach świętuje się tradycyjnie, rodzinnie.
Od połowy października mniej więcej zaczyna się show. Mikołajki, ozdoby choinkowe, słodycze, lampki, wyprzedaże itp..Od drugiego tygodnia listopada wszystko się kręci wokół  Sinterklaas. Święto swoją drogą piękne, i tradycja godna zachowania. Ale o tym w innym poście.
Tuż po Sinterklaas można już ubrać choinkę. Dekoracje świąteczne pojawiają się jednak dużo wcześniej, zwłaszcza pięknie dekoruje się okna, budując małe wioseczki z ruchomymi elementami i lampeczkami. W ogródkach drzewka i krzewy ubrane są światełkami. Radośnie, kolorowo, festynowo. Jeszcze po drodze trzeba zaliczyć świętego Marcina z lampionami i zbieraniem słodyczy przez dzieci, kupić indyka czy zająca oraz parę skrzynek wina - i można świętować!
Holendrzy podobnie jak Polacy świętują rodzinnie. Choć coraz modniejsze stają się wyjazdy na wczasy w okresie świątecznym. Dzieci w wieku szkolnym  mają zwykle tydzień ( lub nawet dwa!) świątecznych wakacji. Ustawowo są dwa dni wolne od pracy, 25 i 26 grudnia. W pierwszy dzień idzie się do rodziców, w drugi - do tesciów. Na stołach zwykle gotowe dania zakupione w supermarketach typu AH, tylko podgrzane czy rozpakowane. Mnóstwo słodyczy. Gałązki choinki ozdabia się krążkami z czekolady czy ciasteczkami w czekoladzie obsypanymi kolorowym maczkiem. Maczek jest w kolorach świątecznych, czyli białym, zielonym i czerwonym. Je się indyka z żurawiną, suszone wyroby wedliniarskie, krewetki, sałatki, ciasta, a popija winem.
Sylwester jest za to wystrzałowy, w dosłownym słowa znaczeniu:) Od rana wybuchy, strach wyjść z domu, bo można wrócić bez oka czy nogi! Psy wyją, koty srają ze strachu pod kanapa, małe dzieci spać nie mogą. Policja nakłada coraz to większe kary na tych, którzy nielegalnie składują petardy i fajerwerki u siebie w mieszkaniach czy szopach. Dzieciaki podpalają skrzynki pocztowe i kosze na śmieci. Słowem, Dzień Narodowego Wandalizmu.
O połnocy każdy może wyjść na ulicę czy plac przed swoim domem i puszczać sobie fajerwerki do 2.00. W tym czasie pali się też na placach świąteczne choinki. No, jeśli stały od połowy listopada, to w Nowy Rok sypią się już baaaaaaaardzo... Je się zupę, a raczej gęsty przecier z zielonego łuskanego grochu z wiankiem kiełbasy przypominającej serdelka i oliebollen, małe kulki z ciasta drożdżowego z rodzynkami, frytowane w głebokim tłuszczu i posypane suto cukrem pudrem. Rano od 10.00 jest wielkie sprzątanie, każdy ma obowiązek uprzątnąć tekturę i popiół z fajerwerków sprzed swojego domu. To w bardziej cywilizowanych gminach, w wielkich miastach czeka się zwykle, aż wiosenne deszcze tekturę same zmyją:)
No dobrze.Tak świętują Holendrzy. A chciawszy zrobić polską Wigilię, to da radę w Wiatrakowie? Ano da, tylko o produkty trochę trudno. Sera białego nie ma, maku nie ma, śledzia na sałatki nie ma, drożdży nie ma, normalnej wędzonki też nie, buraki może u Turka dostaniesz, grzybki też. Są polskie sklepy, z polskimi produktami za holenderską cenę.  Opłatek dostaniesz od rodziny w Polsce. Tyle, że 24 grudnia to jeszcze dla Holendrów normalny dzień pracy, a większość Polaków, która do kraju na Święta nie wyjechała, po prostu musiała tu zostać z braku urlopu, to i wigilijna kolacja późno się zaczyna.
Najczęściej rodacy starają się przynajmniej o tydzień wolnego i wyjeżdżają na Święta do kraju. Co jak co, ale na Święta do Polski się jedzie.
wtorek, 20 grudnia 2011
czwartek, 8 grudnia 2011
mieszkanie- jak zalatwic
Większość Polaków, którzy przyjeżdżają tu do pracy, otrzymuje zakwaterowanie. Jakie, trzeba by spytać tych, którzy to przeżyli:) Najczęściej bez meldunku, owszem, z adresem do korespondencji. Gdzie? W hotelach pracowniczych, na kempingach, w bungalowach opuszczonego ośrodka wczasowego. Warunki skromne, zakwaterowanie po kilkanascioro na domku czy kilkoro w pokoju, jedna wspólna kuchnia, natrysk, toaleta. Czynsz oczywiście potrącany z wypłaty. Niemały czynsz, trzeba zaznaczyć.
Czy pracujesz, czy nie, czynsz trzeba płacić.A że pracujesz przez agencję, to i stałego kontraktu nie masz. Umowa biura z farmerem wygasa, to i ty pracę tracisz.
Co robią więc rodacy, którzy zjeżdżają tu całymi rodzinami? Wynajmują mieszkania albo przez maklera, albo bezpośrednio u Turka czy Marokesza. Turek bowiem sam mieszka w domku, a jest właścicielem sporego mieszkanka w bloku, które podnajmuje Polakom. Takie mieszkanie może pomieścić i trzy rodziny, Turek bierze po 1000 euro od pary, jak nie lepiej, i żyje sobie jak pan. Chciawszy wynająć pokój przez maklera, mniej nie zapłacisz:( Warto się więc umówić ze szwagrem, przyjacielem, kolegą, i wspólnie wynająć lokum.
Jeśli masz meldunek i pracę, jesteś w Holandii z zamiarem zostania tu na stałe, możesz się starać o mieszkanie socjalne. W każdej gminie jest co najmniej kilka korporacji/spółdzielni mieszkaniowych, które udostepniają mieszkania i domki do wynajęcia, z niskim czynszem. W zależności od swoich dochodów - przy wynajmowaniu takiego mieszkania socjalnego - możesz się ubiegać w gminie o dofinansowanie do czynszu.
Mieszkania socjalne duże nie są, standard mają może nieco niższy niż te z hipoteką, no ale nie musisz się sam martwić o remonty, awarie, wywóz śmieci itp.. No i możesz sobie dożywotnio w takim mieszkanku siedzieć, jeśli spokojny z ciebie człowiek i nikomu nie wadzisz, a sasiadów masz też spokojnych.
Jak się załatwia takie mieszkanie? Trzeba się zapisać do społdzielni. Są systemy internetowe, skupiające spółdzielnie z całego regionu. Niektóre gminy wymagają, byś był zameldowany na ich terenie lub ekonomicznie był związany z danym regionem. Po zapisaniu się wpłacasz roczną składkę - nie są to duże kwoty. System, w zależności od wieku i stażu w spółdzielni, przyznaje ci jakąś tam ilość punktów. Im więcej punktów, tym większe szanse na to, że mieszkanie dostaniesz. Co tydzień spółdzielnie wystawiają na owej stronie mieszkania, na które można reagować. Tygodniowo możesz zareagować na trzy. Jeśli z posród osób, które zareagowały, to ty masz najwięcej punktów, spółdzielnia zaprasza cię do oglądania mieszkania. Zaprasza się zwykle pierwszą piątkę z listy, jeśli nikt z nich mieszkania nie weźmie, lista przesuwa się i - będąc np na 10 pozycji na liście - masz realne szanse na to, że to właśnie ty dane mieszkanie dostaniesz. Listy są zamykane po tygodniu, w następnym tygodniu możesz znów reagować na następne trzy mieszkania.
Przeciętny okres oczekiwania na mieszkanie to trzy lata. Zależy to od gminy, ile ma mieszkań i ilu na nie chętnych. No, można wynajać mieszkanie bez listy oczekujących i reagowania, z tym, że czynsz jest tu znacznie wyższy i w związku z tym nie ma dopłaty z gminy.
Mieszkanie dostajesz w stanie, w jakim zostawili je poprzedni lokatorzy. Często do gruntownego remontu. Niestety, spółdzielnia tego remontu nie finansuje. Jeśli się umówisz z poprzednim lokatorem, możesz przejąć od niego np podłogi, zasłony, lampy, stelaże w piwnicy itp., za jakąś umowną cenę. Poprzednik ma obowiązek zerwać podłogi, jeśli tobie się one nie spodobają i załatać wszystkie dziury w ścianach, powyciągać gwoździe. Standardowo dostajesz od spółdzielni nowy blok kuchenny (szafki i zlew), czasem kładą nowe kafelki w kuchni i łazience, wymieniają sanitariaty. Zależy od spółdzielni i od stanu zużycia przez poprzednich lokatorów.
Jeśli chcesz sobie coś w mieszkaniu dobudować, przebudować, zmienić np okna, musisz mieć na to zgodę spółdzielni jako wlaściciela. No, funduszy spółdzielnia raczej na to nie da:) Jeśli dostajesz domek z ogródkiem, masz obowiązek ogródek zagospodarować. Możesz go sobie wybetonować, jeśli nie zamierzasz go uprawiać, ale ma jakoś wyglądać, a nie zarastać chwastem. Jeśli mieszkasz w bloku na piętrze, nie wolno ci położyć twardej podłogi. A więc nie parkiet, nie terakota, nie laminat. Podłoga ma być miękka z warstwą izolującą hałas, a więc tylko wykładzina. Nie mówię oczywiście o łazience i kuchni:)
Czynsz musisz placić na czas, nie zalegać, inaczej możesz się spodziewać eksmisji. Eksmitować można też uciążliwego sąsiada, wystarczy tylko regularnie zgłaszać do spółdzielni i na policję owe uciążliwości.
Mieszkań socjalnych się nie dziedziczy, czyli np po śmierci rodzica jako głównego lokatora dorosłe dzieci, które w mieszkaniu zostały, muszą się wyprowadzić, jeśli nie mieszkały tam dłużej niż 30 lat. Ale już partner, przyjaciel, współlokator (niekoniecznie małżonek!) głównego lokatora nabywa praw do mieszkania po dwóch latach wspólnego zamieszkiwania. Cóż... Dzieci więc zapisują się do spółdzielni wcześnie i w wieku 24 lat zwykle mają już własne domki, a rodzice zostają sami na 100 metrach kwadratowych. Stąd paradoksy, że staruszkowie siedzą sami w wielkich domach z niskim czynszem, a młode rodziny wielodzietne gnieżdża się w blokach w dwóch pokoikach.
No, mieszkanie można jeszcze kupić.Trzeba mieć stały kontrakt i odpowiednie dochody, by bank dał kredyt. Domu za mniej niż pół miliona euro nie kupisz, no chyba że na jakimś wygwizdowie, gdzie o pracę trudno. Mieszkanko za 200 tysięcy może tak, zależy gdzie. Większość Holendrów wynajmuje więc mieszkania socjalne, bo na hipotekę ich nie stać.
Czy pracujesz, czy nie, czynsz trzeba płacić.A że pracujesz przez agencję, to i stałego kontraktu nie masz. Umowa biura z farmerem wygasa, to i ty pracę tracisz.
Co robią więc rodacy, którzy zjeżdżają tu całymi rodzinami? Wynajmują mieszkania albo przez maklera, albo bezpośrednio u Turka czy Marokesza. Turek bowiem sam mieszka w domku, a jest właścicielem sporego mieszkanka w bloku, które podnajmuje Polakom. Takie mieszkanie może pomieścić i trzy rodziny, Turek bierze po 1000 euro od pary, jak nie lepiej, i żyje sobie jak pan. Chciawszy wynająć pokój przez maklera, mniej nie zapłacisz:( Warto się więc umówić ze szwagrem, przyjacielem, kolegą, i wspólnie wynająć lokum.
Jeśli masz meldunek i pracę, jesteś w Holandii z zamiarem zostania tu na stałe, możesz się starać o mieszkanie socjalne. W każdej gminie jest co najmniej kilka korporacji/spółdzielni mieszkaniowych, które udostepniają mieszkania i domki do wynajęcia, z niskim czynszem. W zależności od swoich dochodów - przy wynajmowaniu takiego mieszkania socjalnego - możesz się ubiegać w gminie o dofinansowanie do czynszu.
Mieszkania socjalne duże nie są, standard mają może nieco niższy niż te z hipoteką, no ale nie musisz się sam martwić o remonty, awarie, wywóz śmieci itp.. No i możesz sobie dożywotnio w takim mieszkanku siedzieć, jeśli spokojny z ciebie człowiek i nikomu nie wadzisz, a sasiadów masz też spokojnych.
Jak się załatwia takie mieszkanie? Trzeba się zapisać do społdzielni. Są systemy internetowe, skupiające spółdzielnie z całego regionu. Niektóre gminy wymagają, byś był zameldowany na ich terenie lub ekonomicznie był związany z danym regionem. Po zapisaniu się wpłacasz roczną składkę - nie są to duże kwoty. System, w zależności od wieku i stażu w spółdzielni, przyznaje ci jakąś tam ilość punktów. Im więcej punktów, tym większe szanse na to, że mieszkanie dostaniesz. Co tydzień spółdzielnie wystawiają na owej stronie mieszkania, na które można reagować. Tygodniowo możesz zareagować na trzy. Jeśli z posród osób, które zareagowały, to ty masz najwięcej punktów, spółdzielnia zaprasza cię do oglądania mieszkania. Zaprasza się zwykle pierwszą piątkę z listy, jeśli nikt z nich mieszkania nie weźmie, lista przesuwa się i - będąc np na 10 pozycji na liście - masz realne szanse na to, że to właśnie ty dane mieszkanie dostaniesz. Listy są zamykane po tygodniu, w następnym tygodniu możesz znów reagować na następne trzy mieszkania.
Przeciętny okres oczekiwania na mieszkanie to trzy lata. Zależy to od gminy, ile ma mieszkań i ilu na nie chętnych. No, można wynajać mieszkanie bez listy oczekujących i reagowania, z tym, że czynsz jest tu znacznie wyższy i w związku z tym nie ma dopłaty z gminy.
Mieszkanie dostajesz w stanie, w jakim zostawili je poprzedni lokatorzy. Często do gruntownego remontu. Niestety, spółdzielnia tego remontu nie finansuje. Jeśli się umówisz z poprzednim lokatorem, możesz przejąć od niego np podłogi, zasłony, lampy, stelaże w piwnicy itp., za jakąś umowną cenę. Poprzednik ma obowiązek zerwać podłogi, jeśli tobie się one nie spodobają i załatać wszystkie dziury w ścianach, powyciągać gwoździe. Standardowo dostajesz od spółdzielni nowy blok kuchenny (szafki i zlew), czasem kładą nowe kafelki w kuchni i łazience, wymieniają sanitariaty. Zależy od spółdzielni i od stanu zużycia przez poprzednich lokatorów.
Jeśli chcesz sobie coś w mieszkaniu dobudować, przebudować, zmienić np okna, musisz mieć na to zgodę spółdzielni jako wlaściciela. No, funduszy spółdzielnia raczej na to nie da:) Jeśli dostajesz domek z ogródkiem, masz obowiązek ogródek zagospodarować. Możesz go sobie wybetonować, jeśli nie zamierzasz go uprawiać, ale ma jakoś wyglądać, a nie zarastać chwastem. Jeśli mieszkasz w bloku na piętrze, nie wolno ci położyć twardej podłogi. A więc nie parkiet, nie terakota, nie laminat. Podłoga ma być miękka z warstwą izolującą hałas, a więc tylko wykładzina. Nie mówię oczywiście o łazience i kuchni:)
Czynsz musisz placić na czas, nie zalegać, inaczej możesz się spodziewać eksmisji. Eksmitować można też uciążliwego sąsiada, wystarczy tylko regularnie zgłaszać do spółdzielni i na policję owe uciążliwości.
Mieszkań socjalnych się nie dziedziczy, czyli np po śmierci rodzica jako głównego lokatora dorosłe dzieci, które w mieszkaniu zostały, muszą się wyprowadzić, jeśli nie mieszkały tam dłużej niż 30 lat. Ale już partner, przyjaciel, współlokator (niekoniecznie małżonek!) głównego lokatora nabywa praw do mieszkania po dwóch latach wspólnego zamieszkiwania. Cóż... Dzieci więc zapisują się do spółdzielni wcześnie i w wieku 24 lat zwykle mają już własne domki, a rodzice zostają sami na 100 metrach kwadratowych. Stąd paradoksy, że staruszkowie siedzą sami w wielkich domach z niskim czynszem, a młode rodziny wielodzietne gnieżdża się w blokach w dwóch pokoikach.
No, mieszkanie można jeszcze kupić.Trzeba mieć stały kontrakt i odpowiednie dochody, by bank dał kredyt. Domu za mniej niż pół miliona euro nie kupisz, no chyba że na jakimś wygwizdowie, gdzie o pracę trudno. Mieszkanko za 200 tysięcy może tak, zależy gdzie. Większość Holendrów wynajmuje więc mieszkania socjalne, bo na hipotekę ich nie stać.
poniedziałek, 5 grudnia 2011
i tak oto zostalam Holenderka
26 maja 2011 roku  uroczyście otrzymałam decyzję o nadaniu mi obywatelstwa holenderskiego. Wniosek złożyłam w październiku zeszłego roku, więc trochę to trwało, nim go pozytywnie rozpatrzono.
Jakie wymagania? Pobyt legalny minimum 5 lat w Holandii lub minimum 3 lata w małżeństwie/legalnym związku z Holendrem, podstawowa znajomość języka udokumentowana odpowiednimi certyfikatami zdanych egzaminów. Niewiele tego. Przepisy są różne w zależności od kraju pochodzenia, Polacy w zasadzie nie potrzebują wiz, by móc mieszkać i pracować na terenie Unii, a mnie spotkala taka oto przygoda.
Dostalam na poczatku maja pismo i Ministerstwa Naturalizaji, ze moj wniosek zostal pozytywnie rozpatrzony i w przeciagu 6 tygodni gmina sie ze mna skontaktuje w sprawie ceremonii nadania obywatelstwa. Jednak, mam obowiazek przedluzyc swoja obecna wize pobytu! I nie ma potrzeby, zebym w tej sprawie kontaktowala sie z gmina. No wiec dzwonie pod podany w pismie numer i paniusia mniejkumata informuje mnie, ze niezaleznie od tego, ze za miesiac dostane holenderski paszport i jestem obywatelka Unii, musze zlozyc u nich wniosek o przedluzenie prawa pobytu. Na rozpatrzenie wniosku czeka sie - bagatela -3 miesiace, i przyjemnosc kosztuje ponad 80 euro.
Majac takie informacje, poszlam z pismem do swojej gminy. Kierownik dzialu spraw wewnetrznych nie tylko byl zly na to, ze ludzi w blad wprowadzaja i wyludzaja dodatkowe pieniadze, ale zrobil kopie owego pisma i wyslal zapytanie do ministerstwa, od kiedy to obywatel EU musi miec wize na pobyt w Holandii. No bo tak na zdrowy chlopski rozum biorac: dlaczego, skoro jest juz pozytywna decyzja krolowej o nadaniu mi obywatelstwa, mam skladac dodatkowy wniosek o przyznanie mi prawa pobytu w tym kraju??? Nie rozumiem takiej logiki.
Zadnych dodatkowych wnioskow nie skladalam, 80 euro zostalo w kieszeni, i tego samego dnia dostalam zaproszenie na ceremonie nadania tubylczego obywatelstwa, ktora miala sie odbyc trzy tygodnie pozniej. NO!
Wczoraj natomiast uslyszalam, juz w trakcie ceremonii, ze przyjmujac tubylcze obywatelstwo, zrzeklam sie tym samym polskiego! Kolejna rewelacja... Pan burmistrz tym razem. No i badz tu czlowieku madry...Owszem, jest taki przepis, ze nie mozna miec podwojnego obywatelstwa przyjmujac holenderskie, ale nie dotyczy on malzonkow Holendrow. Tak wiec mam podwojne. A paszporcik dostane za tydzien, papiery juz zlozone.
Droga do stalego pobytu w Holandii nie byla jednak taka prosta. Przyjechalam tu pod koniec 2003 roku, jeszcze na trzymiesiecznej wizie turystycznej. W maju 2004 Polska wchodzila do Unii, i wtedy wystapilam o wize pobytowa z prawem do pracy w Holandii. Przyznano mi takowa na pol roku. Po slubie dostalam wize pobytu wazna na 5 lat. Gdy termin waznosci tej mijal, wystapilam nie o pobyt staly, a o obywatelstwo. Bylam zameldowana od poczatku u tesciow. Pierwsze moje kroki w Holandii skierowalam do szkoly jezykowej, bo bez jezyka to jak bez prawej reki, ani pracy, ani kontaktow. Bardzo szybko zostalam przyjeta na kurs, wtedy jeszcze w wiekszej mierze oplacany z kasy miasta, i zaczelam bardzo intensywna nauke. Zajecia byly 4 razy w tygodniu po 4 godziny, przez 4 tygodnie, potem przeszlam do wyzszej grupy, gdzie zajecia byly dwa razy w tygodniu.Jednoczesnie znalazlam prace jako niania w rodzinie zydowskiej z 8 dzieci. Trzy dni pracowalam, dwa dni chodzilam do szkoly. I tak przez blisko 3 lata. Pracowalam oczywiscie na czarno. Pozniej oglosilam sie z lekcjami, byl tez czas, ze sprzatalam. Nawet juz po slubie. Zydzi wymowili mi posade gdy zaszlam w pierwsza ciaze. Bylam wiec jakis czas na utrzymaniu meza, potem dostalam prace w szkole muzycznej w Haarlem, przeprowadzilismy sie.Christian mial juz pol roczku.
Egzaminy z jezyka (NT2 II) zdalam bedac juz w bardzo zaawansowanej ciazy, ale jeszcze zdazylam przed porodem:) Zdalam za pierwszym razem, jako jedyna w calej grupie! No i z tym certyfikatem mialam droge otwarta. Nie musialam juz sprzatac, dostalam prace zgodna ze swoim wyksztalceniem i kwalifikacjami. A potem, przy staraniu sie o obywatelstwo, byly to kluczowe dokumenty wymagane przez strone holenderska.
Co prawda wystarczy certyfikat zaliczenia inburgeringscursus, ale tych, ktorzy maja NT2 juz sie nie czepiaja:) W tej chwili mowie juz bardzo dobrze po tubylczemu, wiadomo, akcent mam.Wiekszosc tubylcow mysli, ze pochodze z poludnia kraju:) No i przy okazji nowych dokumentow, zmienilam ostatecznie nazwisko na po mezu. W Polsce zostalo zmienione tuz po naszym slubie, tutaj niestety az do tej pory figurowalam pod nazwiskiem panienskim. Coz, tak to w Holandii jest, ze kobiety zostaja przy swoim nazwisku rodowym, co najwyzej w paszportach wpisuja im " pani A zona pana B ". Ja takich dziwadel nie chcialam.Nazwisko rodowe zachowalam, ale oficjalnie wystepuje pod nazwiskiem meza.Tak jak jest w calym cywilizowanym swiecie.
Jakie wymagania? Pobyt legalny minimum 5 lat w Holandii lub minimum 3 lata w małżeństwie/legalnym związku z Holendrem, podstawowa znajomość języka udokumentowana odpowiednimi certyfikatami zdanych egzaminów. Niewiele tego. Przepisy są różne w zależności od kraju pochodzenia, Polacy w zasadzie nie potrzebują wiz, by móc mieszkać i pracować na terenie Unii, a mnie spotkala taka oto przygoda.
Dostalam na poczatku maja pismo i Ministerstwa Naturalizaji, ze moj wniosek zostal pozytywnie rozpatrzony i w przeciagu 6 tygodni gmina sie ze mna skontaktuje w sprawie ceremonii nadania obywatelstwa. Jednak, mam obowiazek przedluzyc swoja obecna wize pobytu! I nie ma potrzeby, zebym w tej sprawie kontaktowala sie z gmina. No wiec dzwonie pod podany w pismie numer i paniusia mniejkumata informuje mnie, ze niezaleznie od tego, ze za miesiac dostane holenderski paszport i jestem obywatelka Unii, musze zlozyc u nich wniosek o przedluzenie prawa pobytu. Na rozpatrzenie wniosku czeka sie - bagatela -3 miesiace, i przyjemnosc kosztuje ponad 80 euro.
Majac takie informacje, poszlam z pismem do swojej gminy. Kierownik dzialu spraw wewnetrznych nie tylko byl zly na to, ze ludzi w blad wprowadzaja i wyludzaja dodatkowe pieniadze, ale zrobil kopie owego pisma i wyslal zapytanie do ministerstwa, od kiedy to obywatel EU musi miec wize na pobyt w Holandii. No bo tak na zdrowy chlopski rozum biorac: dlaczego, skoro jest juz pozytywna decyzja krolowej o nadaniu mi obywatelstwa, mam skladac dodatkowy wniosek o przyznanie mi prawa pobytu w tym kraju??? Nie rozumiem takiej logiki.
Zadnych dodatkowych wnioskow nie skladalam, 80 euro zostalo w kieszeni, i tego samego dnia dostalam zaproszenie na ceremonie nadania tubylczego obywatelstwa, ktora miala sie odbyc trzy tygodnie pozniej. NO!
Wczoraj natomiast uslyszalam, juz w trakcie ceremonii, ze przyjmujac tubylcze obywatelstwo, zrzeklam sie tym samym polskiego! Kolejna rewelacja... Pan burmistrz tym razem. No i badz tu czlowieku madry...Owszem, jest taki przepis, ze nie mozna miec podwojnego obywatelstwa przyjmujac holenderskie, ale nie dotyczy on malzonkow Holendrow. Tak wiec mam podwojne. A paszporcik dostane za tydzien, papiery juz zlozone.
Droga do stalego pobytu w Holandii nie byla jednak taka prosta. Przyjechalam tu pod koniec 2003 roku, jeszcze na trzymiesiecznej wizie turystycznej. W maju 2004 Polska wchodzila do Unii, i wtedy wystapilam o wize pobytowa z prawem do pracy w Holandii. Przyznano mi takowa na pol roku. Po slubie dostalam wize pobytu wazna na 5 lat. Gdy termin waznosci tej mijal, wystapilam nie o pobyt staly, a o obywatelstwo. Bylam zameldowana od poczatku u tesciow. Pierwsze moje kroki w Holandii skierowalam do szkoly jezykowej, bo bez jezyka to jak bez prawej reki, ani pracy, ani kontaktow. Bardzo szybko zostalam przyjeta na kurs, wtedy jeszcze w wiekszej mierze oplacany z kasy miasta, i zaczelam bardzo intensywna nauke. Zajecia byly 4 razy w tygodniu po 4 godziny, przez 4 tygodnie, potem przeszlam do wyzszej grupy, gdzie zajecia byly dwa razy w tygodniu.Jednoczesnie znalazlam prace jako niania w rodzinie zydowskiej z 8 dzieci. Trzy dni pracowalam, dwa dni chodzilam do szkoly. I tak przez blisko 3 lata. Pracowalam oczywiscie na czarno. Pozniej oglosilam sie z lekcjami, byl tez czas, ze sprzatalam. Nawet juz po slubie. Zydzi wymowili mi posade gdy zaszlam w pierwsza ciaze. Bylam wiec jakis czas na utrzymaniu meza, potem dostalam prace w szkole muzycznej w Haarlem, przeprowadzilismy sie.Christian mial juz pol roczku.
Egzaminy z jezyka (NT2 II) zdalam bedac juz w bardzo zaawansowanej ciazy, ale jeszcze zdazylam przed porodem:) Zdalam za pierwszym razem, jako jedyna w calej grupie! No i z tym certyfikatem mialam droge otwarta. Nie musialam juz sprzatac, dostalam prace zgodna ze swoim wyksztalceniem i kwalifikacjami. A potem, przy staraniu sie o obywatelstwo, byly to kluczowe dokumenty wymagane przez strone holenderska.
Co prawda wystarczy certyfikat zaliczenia inburgeringscursus, ale tych, ktorzy maja NT2 juz sie nie czepiaja:) W tej chwili mowie juz bardzo dobrze po tubylczemu, wiadomo, akcent mam.Wiekszosc tubylcow mysli, ze pochodze z poludnia kraju:) No i przy okazji nowych dokumentow, zmienilam ostatecznie nazwisko na po mezu. W Polsce zostalo zmienione tuz po naszym slubie, tutaj niestety az do tej pory figurowalam pod nazwiskiem panienskim. Coz, tak to w Holandii jest, ze kobiety zostaja przy swoim nazwisku rodowym, co najwyzej w paszportach wpisuja im " pani A zona pana B ". Ja takich dziwadel nie chcialam.Nazwisko rodowe zachowalam, ale oficjalnie wystepuje pod nazwiskiem meza.Tak jak jest w calym cywilizowanym swiecie.
o prowadzeniu ciazy
Temat kontrowersyjny, gdyz Holandia ma zupelnie inny niz  inne kraje europejskie system opieki nad ciezarna, noworodkiem i poloznica:) Niemniej ciekawy dla tych Polek, ktore -przyzwyczajone do systemu polskiego- tu zaszly w ciaze, tu pracuja i tu im przyjdzie rodzic.
Ogolnie krazace plotki o tutejszych poloznych, rodzeniu w domu, braku podstawowej opieki medycznej w pierwszych 10 tygodniach ciazy, braku reakcji lekarzy w przypadku wczesnego poronienia - moga przyprawiac o dreszcz. Coz, mentalnosc Holendrow jest proaborcyjna, oszczedza sie bardzo na funduszach, wiec rzadko ktora kobieta w Holandii moze sobie pozwolic na luksus rodzenia w szpitalu i prowadzenie ciazy przez ginekologa. Oczywiscie wszelkie patologie objete sa ubezpieczeniem. Do ginekologa trafiaja ciezkie przypadki, a w szpitalach rodza najczesciej obcokrajanki, przy asyscie poloznej. Za taki porod trzeba bowiem doplacic z wlasnej kieszeni, jezeli nie ma do niego wskazan medycznych.
Zeby to tak czarno nie wygladalo, jak pogloski glosza, postaram sie ukazac plusy tego systemu.
Kazda osoba przebywajaca dluzej w Holandii jest zobowiazana sie ubezpieczyc. Sa rozne towarzystwa ubezpieczeniowe i rozne rodzaje polis. Pracodawca nie ma obowiazku ubezpieczenia pracownikow, nie ma tez obowiazku placenia skladki emerytalnej. No, chyba ze ktos pracuje na stalym kontrakcie w dobrej firmie:) Tak wiec przecietny zjadacz chleba ubezpiecza sie sam, wykupujac najczesciej zwykly, najtanszy pakiet. A ten pakiet zwykle... nie obejmuje porodu w szpitalu! Uwaga wiec dziewczyny: zanim wykupicie polise, wypytajcie 10 razy, jakie wam daje prawa w przypadku porodu w szpitalu. Polise mozna zmienic dopiero po uplywie roku podatkowego!Warto wiec dwa razy pomyslec, zanim sie podejmie niewlasciwa decyzje, ktora potem trudno odkrecic.
Pierwsze, no wiadomo, test ciazowy. O nie, nie robia testow z krwi! Odesla do drogerii, kup se pani test z moczu i zrob. Sa dwie kreseczki? No to spoko. Nie ma? No to zrob jeszcze raz. Wszelkie metody NPR sa tu nieznane i uwazane za czarna magie. Jesli wiec nawet z wlasnych obserwacji sluzu, pomiaru temperatury i co tam jeszcze pod te metody podpada wiesz, ze jestes w 3 tygodniu, to i tak kaza ci zrobic test z moczu, na piekne oczy nie uwierza, ze jestes w ciazy.
Kolejny krok, to wybor poloznej. Jest wiele roznych praktyk, polozne zrzeszone sa w zwiazkach i stowarzyszeniach. Ich uslugi sa objete ubezpieczeniem. Wybralas? Dzwonisz i umawiasz sie na pierwsza wizyte. Ktora nie nastapi wczesniej niz w 10 tygodniu ciazy! Musisz znac date pierwszego dnia ostatniej miesiaczki. Na pierwszej wizycie zwykle dostajesz skierowanie na badania krwi (caly pakiet, przeciwciala, grupa krwi, hemoglobina, wszystkie podstawowe) i na pierwsze USG. Nie robia badan na toksoplazmoze, o te musisz sama poprosic. Zwykle polozne nie robia problemu, by wydac skierowanie na dodatkowe badania. Nie robia tez badan z moczu na poczatku ciazy, nie robia cytologii, nie badaja piersi, nie ma zadnych badan wewnetrznych. Pierwsze USG robia zwykle wewnetrznie. Ma ono za zadanie okreslic wiek dziecka.
Kontrole sa zwykle raz na 4 tygodnie. Polegaja na zbadaniu cisnienia ciezarnej, ogolnym wywiadzie, badaniu przez powloki brzuszne, KTG serca dziecka. Nie musisz sie rozbierac:)
Zawsze, gdy dzieje sie cos niepokojacego, mozesz dzwonic do poloznej w nocy o polnocy. Dostajesz jej prywatny numer na komorke. Ja bym jednak nie naduzywala tego, dzwoniac z wszystkimi pytaniami i watpliwosciami. Liste pytan przygotuj sobie na czas kontrolnej wizyty. Masz 15 minut, wiec pytania musza byc konkretne:)
W pierwszym trymestrze masz obowiazkowa pogadanke na temat badan prenatalnych. Te badania wykonuje sie standardowo kobietom po 36 roku zycia, ale mozesz o nie sama poprosic. Jest to zwykle USG w 12 tygodniu ciazy, z pomiarem zwanym tu nekplooimeting (przeziernosc karkowa), ktore ma wykazac, czy dziecko nie ma zaburzen chromosomalnych takich naj np Zespol Dawna . Robi sie tez Triple Test, a jest to badanie krwi. Nie sa to wiec badania inwazyjne, zagrazajace zyciu dziecka. Dopiero jesli te badania wykarza jakies anomalie, dwa tygodnie pozniej robi sie amniopunkcje. Decydujac sie na badania prenetalne otrzymujesz tez bardzo szczegolowa pogadanke na temat metod aborcji. Badania przeprowadza sie tak wczesnie z tego wzgledu, ze aborcja w Holandii jest legalna do trzeciego miesiaca ciazy. Wiele kobiet po stwierdzeniu zaburzen u dziecka decyduje sie na usuniecie ciazy. Zabieg mozna wykonac na miejscu, niemalze w chwili otrzymania wynikow testow. Sa tez specjalne kliniki aborcyjne.
Standardowo w czasie ciazy masz trzy razy mozliwosc zobaczenia dziecka na USG, dostajesz tez jego zdjecia. W 20 tygodniu robione sa szczegolowe ogledziny dziecka, z mierzeniem dlugosci kosci, ogladaniem narzadow wewnetrznych, liczeniem paluszkow itp..To badanie moze tez pokazac ewentualne anomalie w rozwoju dziecka. Niektore mozna usunac operacyjnie juz w lonie matki.
Pod koniec ciazy wizyty u poloznej sa czesciej, robi sie tez badanie moczu i kolejne badanie krwi.
Do porodu w domu musisz przygotowac swoje lozko. Powinno byc na wysokosci 80 cm. Mozna wypozyczyc specjalne podnozki. Przydadza sie tez, gdy po porodzie bedzie przychodzic kraamzorg do poloznicy i dziecka. Okolo 7 miesiaca ciazy kraamzorg przychodzi na pierwsza wizyte do domu, kontroluje, czy lozeczko dla dziecka jest bezpieczne, podpowiada, co sie przyda, co dokupic, jakie sa normy bezpieczenstwa, jak najlepiej urzadzic pokoik czy kacik dla dziecka.
Kraamzorg zna tylko Holandia. Jest to usluga medyczna dla kobiet tuz po porodzie i noworodkow. Jako ze rodzi sie w domu, kraamzorgende jest obecna od chwili porodu do 8 dnia zycia dziecka. Jest to pielegniarka wyspecjalizowana w opiece nad noworodkiem i matka po porodzie. Pielegnuje dziecko, kontroluje stan matki, uczy karmienia piersia i ogolnej pielegnacji noworodka, sprzata, gotuje, robi zakupy, odbiera starsze dzieci ze szkoly. Wspolpracuje scisle z polozna, i gdy cos niepokojacego sie dzieje, wzywa lekarza. Kraamzorgende podonie jak polozne tworza wlasne zwiazki i praktyki. Usluge te trzeba zamowic duuuuzo wczesniej przed porodem, najlepiej juz w pierwszym trymestrze. Jest objeta ubezpieczeniem, doplaca sie jednak czesc kosztow z wlasnej kieszeni. Rowniez kobietom rodzacym w szpitalu przysluguje kraamzorg. Wowczas pielegniarka przychodzi, gdy matka i dziecko juz wyjda ze szpitala. W zasadzie, jesli porod odbyl sie bez komplikacji, wypisuja do domu gdy zrobisz siusiu i wezmiesz prysznic po porodzie. Jesli rodzisz w nocy, zostajesz do rana w szpitalu, jesli nie, to juz po godzinie od urodzenia dziecka mozesz isc do domu. I dlatego tak wazne jest, bys w domu miala opieke medyczna. Nierozsadnym jest rezygnowanie z tej uslugi.
No i sam porod. Do poloznej dzwonisz, gdy skurcze sa juz regularne i co 5 minut. Przyjezdza, bada rozwarcie, i jak jest ok.2-3 cm to wraca do domu. Pierwszy etap porodu przezywasz wiec sama, ewentualnie w towarzystwie meza. Jako takich szkol rodzenia w Holandii nie ma, sa rozne kursy dla ciezarnych, mozna sie zapisac od 7 miesiaca ciazy. Bardzo popularne sa rozne techniki relaksacyjne, joga, gimnastyka dla ciezarnych, plywanie dla ciezarnych. Na takich zajeciach otrzymujesz podstawowe informacje na temat przebiegu porodu.
Jesli w trakcie porodu domowego pojawia sie komplikacje, polozna wzywa karetke i rodzisz w szpitalu. Dlatego wprowadzono przepisy, ze porody domowe moga sie odbywac tylko w przypadku ciazy przebiegajacej bez zaklocen i musi byc mozliwosc dowiezienia rodzacej do szpitala w przeciagu 15 minut.
Mozesz tez chciec urodzic w szpitalu ze swoja polozna. Wynajmujesz wtedy salke na porod ambulatoryjny, rodzisz, godzinke odpoczywasz, i sio do domu.
Ja sama trzykrotnie rodzilam w szpitalu. I w szpitalu byly moje wszystkie ciaze prowadzone. Mozna sie przeciez do poloznej w szpitalu zapisac, nie? I to tez jest objete ubezpieczeniem. W razie patologii przechodzisz automatycznie pod opieke ginekologa z tego samego szpitala. Z tym, ze ciaze prowadzi zespol, nie jedna wybrana polozna. I nie wiadomo, kto bedzie odbieral porod. Ten, kto akurat bedzie na dyzurze tego dnia. No, ale w trakcie przebiegu ciazy masz szanse poznac wszystkich.
Tak wiec mozliwosci jest duzo i nie jestes skazana na jedna. Nie musisz rodzic w domu, nie musisz rodzic w szpitalu. A na badania przed 10 tygodniem mozesz pojsc do zwyklego huisartsa:) Witaminki i suplementy mozesz kupic bez recepty w kazdej drogerii, sprzedawczynie doradza (maja wyksztalcenie farmakologiczne). Nie taki wiec diabel straszny, jak go maluja.Trzeba tylko system znac, i troche mu zaufac. Na pewno nie jest tak przemedykalizowany, jak w Polsce. Rodzisz naturalnie, nikt nie popedza, nie podpedza oksytocyna, nie kroi, ale i bez potrzeby nie znieczula. Dziecko po porodzie kladzione jest przy piersi matki, czeka sie, az pepowina przestanie tetnic i dopiero, jak malec zje, to sie robi badania. No inaczej, ale czy gorzej?
Ogolnie krazace plotki o tutejszych poloznych, rodzeniu w domu, braku podstawowej opieki medycznej w pierwszych 10 tygodniach ciazy, braku reakcji lekarzy w przypadku wczesnego poronienia - moga przyprawiac o dreszcz. Coz, mentalnosc Holendrow jest proaborcyjna, oszczedza sie bardzo na funduszach, wiec rzadko ktora kobieta w Holandii moze sobie pozwolic na luksus rodzenia w szpitalu i prowadzenie ciazy przez ginekologa. Oczywiscie wszelkie patologie objete sa ubezpieczeniem. Do ginekologa trafiaja ciezkie przypadki, a w szpitalach rodza najczesciej obcokrajanki, przy asyscie poloznej. Za taki porod trzeba bowiem doplacic z wlasnej kieszeni, jezeli nie ma do niego wskazan medycznych.
Zeby to tak czarno nie wygladalo, jak pogloski glosza, postaram sie ukazac plusy tego systemu.
Kazda osoba przebywajaca dluzej w Holandii jest zobowiazana sie ubezpieczyc. Sa rozne towarzystwa ubezpieczeniowe i rozne rodzaje polis. Pracodawca nie ma obowiazku ubezpieczenia pracownikow, nie ma tez obowiazku placenia skladki emerytalnej. No, chyba ze ktos pracuje na stalym kontrakcie w dobrej firmie:) Tak wiec przecietny zjadacz chleba ubezpiecza sie sam, wykupujac najczesciej zwykly, najtanszy pakiet. A ten pakiet zwykle... nie obejmuje porodu w szpitalu! Uwaga wiec dziewczyny: zanim wykupicie polise, wypytajcie 10 razy, jakie wam daje prawa w przypadku porodu w szpitalu. Polise mozna zmienic dopiero po uplywie roku podatkowego!Warto wiec dwa razy pomyslec, zanim sie podejmie niewlasciwa decyzje, ktora potem trudno odkrecic.
Pierwsze, no wiadomo, test ciazowy. O nie, nie robia testow z krwi! Odesla do drogerii, kup se pani test z moczu i zrob. Sa dwie kreseczki? No to spoko. Nie ma? No to zrob jeszcze raz. Wszelkie metody NPR sa tu nieznane i uwazane za czarna magie. Jesli wiec nawet z wlasnych obserwacji sluzu, pomiaru temperatury i co tam jeszcze pod te metody podpada wiesz, ze jestes w 3 tygodniu, to i tak kaza ci zrobic test z moczu, na piekne oczy nie uwierza, ze jestes w ciazy.
Kolejny krok, to wybor poloznej. Jest wiele roznych praktyk, polozne zrzeszone sa w zwiazkach i stowarzyszeniach. Ich uslugi sa objete ubezpieczeniem. Wybralas? Dzwonisz i umawiasz sie na pierwsza wizyte. Ktora nie nastapi wczesniej niz w 10 tygodniu ciazy! Musisz znac date pierwszego dnia ostatniej miesiaczki. Na pierwszej wizycie zwykle dostajesz skierowanie na badania krwi (caly pakiet, przeciwciala, grupa krwi, hemoglobina, wszystkie podstawowe) i na pierwsze USG. Nie robia badan na toksoplazmoze, o te musisz sama poprosic. Zwykle polozne nie robia problemu, by wydac skierowanie na dodatkowe badania. Nie robia tez badan z moczu na poczatku ciazy, nie robia cytologii, nie badaja piersi, nie ma zadnych badan wewnetrznych. Pierwsze USG robia zwykle wewnetrznie. Ma ono za zadanie okreslic wiek dziecka.
Kontrole sa zwykle raz na 4 tygodnie. Polegaja na zbadaniu cisnienia ciezarnej, ogolnym wywiadzie, badaniu przez powloki brzuszne, KTG serca dziecka. Nie musisz sie rozbierac:)
Zawsze, gdy dzieje sie cos niepokojacego, mozesz dzwonic do poloznej w nocy o polnocy. Dostajesz jej prywatny numer na komorke. Ja bym jednak nie naduzywala tego, dzwoniac z wszystkimi pytaniami i watpliwosciami. Liste pytan przygotuj sobie na czas kontrolnej wizyty. Masz 15 minut, wiec pytania musza byc konkretne:)
W pierwszym trymestrze masz obowiazkowa pogadanke na temat badan prenatalnych. Te badania wykonuje sie standardowo kobietom po 36 roku zycia, ale mozesz o nie sama poprosic. Jest to zwykle USG w 12 tygodniu ciazy, z pomiarem zwanym tu nekplooimeting (przeziernosc karkowa), ktore ma wykazac, czy dziecko nie ma zaburzen chromosomalnych takich naj np Zespol Dawna . Robi sie tez Triple Test, a jest to badanie krwi. Nie sa to wiec badania inwazyjne, zagrazajace zyciu dziecka. Dopiero jesli te badania wykarza jakies anomalie, dwa tygodnie pozniej robi sie amniopunkcje. Decydujac sie na badania prenetalne otrzymujesz tez bardzo szczegolowa pogadanke na temat metod aborcji. Badania przeprowadza sie tak wczesnie z tego wzgledu, ze aborcja w Holandii jest legalna do trzeciego miesiaca ciazy. Wiele kobiet po stwierdzeniu zaburzen u dziecka decyduje sie na usuniecie ciazy. Zabieg mozna wykonac na miejscu, niemalze w chwili otrzymania wynikow testow. Sa tez specjalne kliniki aborcyjne.
Standardowo w czasie ciazy masz trzy razy mozliwosc zobaczenia dziecka na USG, dostajesz tez jego zdjecia. W 20 tygodniu robione sa szczegolowe ogledziny dziecka, z mierzeniem dlugosci kosci, ogladaniem narzadow wewnetrznych, liczeniem paluszkow itp..To badanie moze tez pokazac ewentualne anomalie w rozwoju dziecka. Niektore mozna usunac operacyjnie juz w lonie matki.
Pod koniec ciazy wizyty u poloznej sa czesciej, robi sie tez badanie moczu i kolejne badanie krwi.
Do porodu w domu musisz przygotowac swoje lozko. Powinno byc na wysokosci 80 cm. Mozna wypozyczyc specjalne podnozki. Przydadza sie tez, gdy po porodzie bedzie przychodzic kraamzorg do poloznicy i dziecka. Okolo 7 miesiaca ciazy kraamzorg przychodzi na pierwsza wizyte do domu, kontroluje, czy lozeczko dla dziecka jest bezpieczne, podpowiada, co sie przyda, co dokupic, jakie sa normy bezpieczenstwa, jak najlepiej urzadzic pokoik czy kacik dla dziecka.
Kraamzorg zna tylko Holandia. Jest to usluga medyczna dla kobiet tuz po porodzie i noworodkow. Jako ze rodzi sie w domu, kraamzorgende jest obecna od chwili porodu do 8 dnia zycia dziecka. Jest to pielegniarka wyspecjalizowana w opiece nad noworodkiem i matka po porodzie. Pielegnuje dziecko, kontroluje stan matki, uczy karmienia piersia i ogolnej pielegnacji noworodka, sprzata, gotuje, robi zakupy, odbiera starsze dzieci ze szkoly. Wspolpracuje scisle z polozna, i gdy cos niepokojacego sie dzieje, wzywa lekarza. Kraamzorgende podonie jak polozne tworza wlasne zwiazki i praktyki. Usluge te trzeba zamowic duuuuzo wczesniej przed porodem, najlepiej juz w pierwszym trymestrze. Jest objeta ubezpieczeniem, doplaca sie jednak czesc kosztow z wlasnej kieszeni. Rowniez kobietom rodzacym w szpitalu przysluguje kraamzorg. Wowczas pielegniarka przychodzi, gdy matka i dziecko juz wyjda ze szpitala. W zasadzie, jesli porod odbyl sie bez komplikacji, wypisuja do domu gdy zrobisz siusiu i wezmiesz prysznic po porodzie. Jesli rodzisz w nocy, zostajesz do rana w szpitalu, jesli nie, to juz po godzinie od urodzenia dziecka mozesz isc do domu. I dlatego tak wazne jest, bys w domu miala opieke medyczna. Nierozsadnym jest rezygnowanie z tej uslugi.
No i sam porod. Do poloznej dzwonisz, gdy skurcze sa juz regularne i co 5 minut. Przyjezdza, bada rozwarcie, i jak jest ok.2-3 cm to wraca do domu. Pierwszy etap porodu przezywasz wiec sama, ewentualnie w towarzystwie meza. Jako takich szkol rodzenia w Holandii nie ma, sa rozne kursy dla ciezarnych, mozna sie zapisac od 7 miesiaca ciazy. Bardzo popularne sa rozne techniki relaksacyjne, joga, gimnastyka dla ciezarnych, plywanie dla ciezarnych. Na takich zajeciach otrzymujesz podstawowe informacje na temat przebiegu porodu.
Jesli w trakcie porodu domowego pojawia sie komplikacje, polozna wzywa karetke i rodzisz w szpitalu. Dlatego wprowadzono przepisy, ze porody domowe moga sie odbywac tylko w przypadku ciazy przebiegajacej bez zaklocen i musi byc mozliwosc dowiezienia rodzacej do szpitala w przeciagu 15 minut.
Mozesz tez chciec urodzic w szpitalu ze swoja polozna. Wynajmujesz wtedy salke na porod ambulatoryjny, rodzisz, godzinke odpoczywasz, i sio do domu.
Ja sama trzykrotnie rodzilam w szpitalu. I w szpitalu byly moje wszystkie ciaze prowadzone. Mozna sie przeciez do poloznej w szpitalu zapisac, nie? I to tez jest objete ubezpieczeniem. W razie patologii przechodzisz automatycznie pod opieke ginekologa z tego samego szpitala. Z tym, ze ciaze prowadzi zespol, nie jedna wybrana polozna. I nie wiadomo, kto bedzie odbieral porod. Ten, kto akurat bedzie na dyzurze tego dnia. No, ale w trakcie przebiegu ciazy masz szanse poznac wszystkich.
Tak wiec mozliwosci jest duzo i nie jestes skazana na jedna. Nie musisz rodzic w domu, nie musisz rodzic w szpitalu. A na badania przed 10 tygodniem mozesz pojsc do zwyklego huisartsa:) Witaminki i suplementy mozesz kupic bez recepty w kazdej drogerii, sprzedawczynie doradza (maja wyksztalcenie farmakologiczne). Nie taki wiec diabel straszny, jak go maluja.Trzeba tylko system znac, i troche mu zaufac. Na pewno nie jest tak przemedykalizowany, jak w Polsce. Rodzisz naturalnie, nikt nie popedza, nie podpedza oksytocyna, nie kroi, ale i bez potrzeby nie znieczula. Dziecko po porodzie kladzione jest przy piersi matki, czeka sie, az pepowina przestanie tetnic i dopiero, jak malec zje, to sie robi badania. No inaczej, ale czy gorzej?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)