poniedziałek, 5 grudnia 2011

i tak oto zostalam Holenderka

26 maja 2011 roku  uroczyście otrzymałam decyzję o nadaniu mi obywatelstwa holenderskiego. Wniosek złożyłam w październiku zeszłego roku, więc trochę to trwało, nim go pozytywnie rozpatrzono.
Jakie wymagania? Pobyt legalny minimum 5 lat w Holandii lub minimum 3 lata w małżeństwie/legalnym związku z Holendrem, podstawowa znajomość języka udokumentowana odpowiednimi certyfikatami zdanych egzaminów. Niewiele tego. Przepisy są różne w zależności od kraju pochodzenia, Polacy w zasadzie nie potrzebują wiz, by móc mieszkać i pracować na terenie Unii, a mnie spotkala taka oto przygoda.
Dostalam na poczatku maja pismo i Ministerstwa Naturalizaji, ze moj wniosek zostal pozytywnie rozpatrzony i w przeciagu 6 tygodni gmina sie ze mna skontaktuje w sprawie ceremonii nadania obywatelstwa. Jednak, mam obowiazek przedluzyc swoja obecna wize pobytu! I nie ma potrzeby, zebym w tej sprawie kontaktowala sie z gmina. No wiec dzwonie pod podany w pismie numer i paniusia mniejkumata informuje mnie, ze niezaleznie od tego, ze za miesiac dostane holenderski paszport i jestem obywatelka Unii, musze zlozyc u nich wniosek o przedluzenie prawa pobytu. Na rozpatrzenie wniosku czeka sie - bagatela -3 miesiace, i przyjemnosc kosztuje ponad 80 euro. 
Majac takie informacje, poszlam z pismem do swojej gminy. Kierownik dzialu spraw wewnetrznych nie tylko byl zly na to, ze ludzi w blad wprowadzaja i wyludzaja dodatkowe pieniadze, ale zrobil kopie owego pisma i wyslal zapytanie do ministerstwa, od kiedy to obywatel EU musi miec wize na pobyt w Holandii. No bo tak na zdrowy chlopski rozum biorac: dlaczego, skoro jest juz pozytywna decyzja krolowej o nadaniu mi obywatelstwa, mam skladac dodatkowy wniosek o przyznanie mi prawa pobytu w tym kraju??? Nie rozumiem takiej logiki. 
Zadnych dodatkowych wnioskow nie skladalam, 80 euro zostalo w kieszeni, i tego samego dnia dostalam zaproszenie na ceremonie nadania tubylczego obywatelstwa, ktora miala sie odbyc trzy tygodnie pozniej. NO!
Wczoraj natomiast uslyszalam, juz w trakcie ceremonii, ze przyjmujac tubylcze obywatelstwo, zrzeklam sie tym samym polskiego! Kolejna rewelacja... Pan burmistrz tym razem. No i badz tu czlowieku madry...Owszem, jest taki przepis, ze nie mozna miec podwojnego obywatelstwa przyjmujac holenderskie, ale nie dotyczy on malzonkow Holendrow.  Tak wiec mam podwojne. A paszporcik dostane za tydzien, papiery juz zlozone.

Droga do stalego pobytu w Holandii nie byla jednak taka prosta. Przyjechalam tu pod koniec 2003 roku, jeszcze na trzymiesiecznej wizie turystycznej. W maju 2004 Polska wchodzila do Unii, i wtedy wystapilam o wize pobytowa z prawem do pracy w Holandii. Przyznano mi takowa na pol roku. Po slubie dostalam wize pobytu wazna na 5 lat. Gdy termin waznosci tej mijal, wystapilam nie o pobyt staly, a o obywatelstwo.  Bylam zameldowana od poczatku u tesciow. Pierwsze moje kroki w Holandii skierowalam do szkoly jezykowej, bo bez jezyka to jak bez prawej reki, ani pracy, ani kontaktow. Bardzo szybko zostalam przyjeta na kurs, wtedy jeszcze w wiekszej mierze oplacany z kasy miasta, i zaczelam bardzo intensywna nauke. Zajecia byly 4 razy w tygodniu po 4 godziny, przez 4 tygodnie, potem przeszlam do wyzszej grupy, gdzie zajecia byly dwa razy w tygodniu.Jednoczesnie znalazlam prace jako niania w rodzinie zydowskiej z 8 dzieci. Trzy dni pracowalam, dwa dni chodzilam do szkoly. I tak przez blisko 3 lata. Pracowalam oczywiscie na czarno. Pozniej oglosilam sie z lekcjami, byl tez czas, ze sprzatalam. Nawet juz po slubie. Zydzi wymowili mi posade gdy zaszlam w pierwsza ciaze. Bylam wiec jakis czas na utrzymaniu meza, potem dostalam prace w szkole muzycznej w Haarlem, przeprowadzilismy sie.Christian mial juz pol roczku.
Egzaminy z jezyka (NT2 II) zdalam bedac juz w bardzo zaawansowanej ciazy, ale jeszcze zdazylam przed porodem:) Zdalam za pierwszym razem, jako jedyna w calej grupie! No i z tym certyfikatem mialam droge otwarta. Nie musialam juz sprzatac, dostalam prace zgodna ze swoim wyksztalceniem i kwalifikacjami. A potem, przy staraniu sie o obywatelstwo, byly to kluczowe dokumenty wymagane przez strone holenderska.
Co prawda wystarczy certyfikat zaliczenia inburgeringscursus, ale tych, ktorzy maja NT2 juz sie nie czepiaja:) W tej chwili mowie juz bardzo dobrze po tubylczemu, wiadomo, akcent mam.Wiekszosc tubylcow mysli, ze pochodze z poludnia kraju:) No i przy okazji nowych dokumentow, zmienilam ostatecznie nazwisko na po mezu. W Polsce zostalo zmienione tuz po naszym slubie, tutaj niestety az do tej pory figurowalam pod nazwiskiem panienskim. Coz, tak to w Holandii jest, ze kobiety zostaja przy swoim nazwisku rodowym, co najwyzej w paszportach wpisuja im " pani A zona pana B ". Ja takich dziwadel nie chcialam.Nazwisko rodowe zachowalam, ale oficjalnie wystepuje pod nazwiskiem meza.Tak jak jest w calym cywilizowanym swiecie.

2 komentarze:

  1. Jest jakiś możliwy kontakt z właścicielem Bloga? Znalazłem tylko możliwość dostawanie powiadomień.

    OdpowiedzUsuń
  2. W prawym górnym rogu znajduje się gadżet, gdzie można zostawic swój adres mailowy.Jest to narzędzie kontaktu ze mną:)

    OdpowiedzUsuń